poniedziałek, 7 listopada 2016

Boże żartownisiu - jak mogłeś?

 Dzisiaj będzie o Bogu, który od żartów nie stroni :)



Jest niedziela, a właściwie już poniedziałek ponieważ od północy minęło 40 minut.
Nie zauważyłam upływającego czasu ponieważ zamarłam w stanie szoku jakiś czas temu.... jak długo to trwało to nie mam pojęcia ale fakt jest jeden : środek nocy a ja w zupełnym osłupieniu siedzę na łóżku i powtarzam w kółko "Boże ....jak mogłeś? Kiedy wymyśliłeś sobie taki plan na moje życie? Jak to się stało, że nie zauważyłam?"

A i owszem tak wiele podziało się w moim życiu odkąd postanowiłam pisać tego bloga,
że przez ostatni czas bardzo długo milczałam ponieważ najzwyczajniej w świecie
nie wiedziałam o czym najpierw powinnam napisać.
Pomyślałam że wszystko tak ładnie układa się w całość, że wstanę rano i wreszcie
podzielę się z Wami moimi ostatnimi przeżyciami a tu upsss !!!

Nie będzie to jutro lecz dzisiaj dzisiaj, nie będzie to w ogóle to o czym myślałam że napiszę.....
no ok już nie mące więcej tylko zacznę od początku....


Jakiś czas temu w mojej Wspólnocie Prezbiter opowiedział o swoim wyjeździe do Medjugorie.
Medjugorie znaczy dosłownie "pomiędzy górami", tam właśnie w malej wiosce
w obecnej Bośni i Hercegowinie ukazała się małym dzieciom Matka Boska.
Było to ponad 30 lat temu, te dzieci są obecnie w moim wieku i w dalszym ciągu Matka Boska przychodzi do nich.

Czyż to nie jest piękne ?
Często słyszeliśmy o objawieniach naszej Matki ale były to opowieści z dawnych lat,
a tu nagle wiadomość, że jest miejsce, że są ludzie którym ciągle to się przydarza - można powiedzieć, że dzieje się to teraz i to naszych oczach.
Ale nie o samym Medjugorie chcę dzisiaj napisać, tylko o tym, że jak pomyślę,
że jest jeszcze wielu ludzi, którzy tam nie byli, którzy nie poczuli tego na własnej skórze
to jedno pytanie tylko się nasuwa - JAK TO MOŻLIWE?
To tak jak z uczestnictwem we Mszy św. - tylu ludzi chodzi ale czy coś słyszy podczas tej mszy ?
Słuchacie czytań ? Przecież tam sam Bóg do Was mówi, daje Wam wskazówki jak żyć.
A my co? Głusi jak pień, wracamy do naszych codziennych zajęć i tylko się szarpiemy z życiem, zamiast oddać to Bogu.

Własnie jak to możliwe, że skoro owe dzieci z Medjugorie są w moim wieku,
to ja dopiero teraz o tym wszystkim usłyszałam?

I tu jest wielka tajemnica Boga - widać nie byłam na to wcześniej gotowa.

Odpowiedź jest jedna lecz ma dwa etapy - dotyczą one nie tylko mnie ale większości z Was.

Po pierwsze przez bardzo długi okres naszego życia chodzimy ślepi i głusi na wielkie łaski,
które Bóg dla nas przygotował.
Nie potrzeba Medjugorie żeby dostrzec jak bardzo ludzie uciekają teraz od Kościoła
tłumacząc sobie, że sami są kowalami swojego losu

"Bóg ? ..... zwariowałaś? ............
to ja jestem Panią, Panem swojego losu, Boga nie ma, bo gdyby był ....."
i tu zawsze pojawia się litania argumentów nie do podważenia : wojny na świecie, umierające
lub chore dzieci, bieda, wręcz ubóstwo, rozpadające się rodziny itd
Mogłabym wymieniać w nieskończoność, ponieważ tyle złych rzeczy ostatnio słyszałam na temat braku Boga, że gdybym Go jeszcze nie doświadczyła to z pewnością dałabym się omamić
tym kłamstwom.

Nie chcę oczywiście oceniać tutaj nikogo, wręcz przeciwnie jestem na takim etapie
swojego życia, że gdy słyszę że Boga nie ma to wręcz płakać mi się chce,
jak bardzo ubodzy są Ci ludzie, którzy tak mowią, jak bardzo musi im być w tym życiu trudno.

A przecież On nam powiedział " Przyjdźcie do mnie Wy wszyscy, ktorzy utrudzeni jesteście a Was pokrzepię".
Chcialabym krzyczeć : LUDZIE JA NIE JESTEM NIKIM WYJATKOWYM,
ŻE DOSTĄPIŁAM ZASZCZYTU ŁASKI, ŁASKI WRĘCZ FIZYCZNEGO SPOTKANIA
Z BOGIEM!!!   ON WAS KOCHA TAK SAMO JAK MNIE, MA DLA WAS DOKŁADNIE TE SAME ŁASKI, TYLKO MU NA TO POZWÓLCIE.

Gdybyście tylko wiedzieli jak można odpocząć w łasce Pana, to wszyscy chodzilibyście
wypoczęci i uśmiechnięci. Gdybyście wiedzieli jak bardzo On Was kocha, to nikt nie szukałby miłości tam gdzie jej nie ma, nie tracilby czasu ani sił na przypodobanie się za wszelką cenę tym ludziom, ktorzy Was nie szanują, nie chcą.

No cóż lecz nawet tutaj w przypadku Bożej milości można przytoczyć powszechnie znane powiedzenie "cały w tym ambaras aby dwoje chciało na raz".

Dokładnie tak - On nas kocha, poświęcił dla nas swojego syna, DLA NAS powtarzam, nas wszystkich a my każdego dnia mowimy mu "sorry nie dzisiaj".

Jestem matką i nie wyobrażam sobie, żebym poświęciła ktorej z moich dzieci dla kogokolwiek, wręcz przeciwnie, kiedy tylko ktoś chce je skrzywdzić rzucam się jak lwica żeby je bronić.....
a co dopiero dobrowolnie oddać ich w ręce oprawców.

I to w jakiej sprawie?
 za kogoś kto mialby mnie gdzieś ?
nooooo to jeszcze nie oszalałam.....

Lecz skoro już tak się zdarzyło, że Bóg własnego Syna Jezusa Chrystusa wydał w ręce
oprawców za mnie ( i za Ciebie ) żeby mnie żyło się lepiej, żebym nie taplała się
we wszechobecnym bagnie, ciemności podobno której boi się 90% populacji ludzi
a jednak na co dzień nie dostrzegają światła, to ja mam go teraz kopnąć w cztery litery?
i do tego powiedzieć jeszcze
" SORRY BOŻE, ALE CO TY MOŻESZ? ... TO JA JESTEM PANIĄ SWOJEGO ŻYCIA"
Noooo NIE!!!  litości ludziska budzimy się, teraz jest najlepszy moment !!

A może zamiast tego powiedzieć :
" Ok. Boże, co prawda nie znam Cię jeszcze, nie widziałem, jestem jak niewierny Tomasz
i muszę Cię dotknąć, więc - SORRY ale pokaż co potrafisz".

Nawet nie macie pojęcia jakie by to bylo dla każdego z Was jak cudowne uzdrowienie,
jak z najgorszej postaci raka - wiem co mówię, ponieważ doświadczam tego każdego dnia.

Mnie możecie nie wierzyć, możecie się śmiać że nawiedzona jakaś się znalazła..... możecie,
macie do tego święte prawo (które też od niego pochodzi, wszak to wolna wola jest).....

Lecz MOŻECIE też dać mu szansę, taką szansę o jaką czasem prosicie swoją żonę, męża, narzeczonego, partnerkę, przyjaciela kiedy coś nawalicie.
Ludzi bliskich sercu potrafimy czasem błagać o jeszcze jedną szansę, więc dlaczego nie dać jej JEMU?
Wystarczy powiedzieć "DAJE CI POZWOLENIE - NOOO! DZIAŁAJ BOŻE " - jestem pewna,
że ktoregoś dnia ktoś z Waszych bliskich znajdzie Was w takiej pozycji jak ja siebie dzisiaj dostrzegłam, pozycji wszechobecnego stanu szoku, jaki ja doznałam dzisiaj.
Tego co Bóg dla mnie przygotował nie mogłam odkryć wcześniej, bo nie byłam na to gotowa.
On mnie pomału przygotowywał do tego dnia - ciekawe co będzie dalej :)

I tu przechodzimy do punktu drugiego

2) Gdybyście teraz się dowiedzieli co Bóg dla Was zaplanował już w momencie kiedy Was
tworzył to żadne z nas mogłoby tego nie przeżyć.
NIE JESTEŚMY GOTOWI na aż tak wielki szok, dlatego zarówno oczy jak i uszy
otwierane są nam powoli.
Dopiero później jak zaczynamy przypominać sobie momenty z naszego życia, to zaczynamy jasno widzieć działanie Boga w tym naszym wydawałoby się skrzętnie zaplanowanym przez nas samych życiu. Zaczynamy widzieć, jak Bóg pomaleńku skreślał każde z naszych marzeń i mówił :
"SORRY BEATKO NIE TĘDY DROGA".
Booooże jaki Ty potwór jesteś ......
a on wtedy dopowiada:
" SPOKOJNIE KOBIETO, MAM DLA CIEBIE COŚ LEPSZEGO" i daje nam "TO".
A my SZOOOOOK :):)

No cóż już tacy jesteśmy, że uwielbiamy układać sobie życie, tak skrupulatnie dzień za dniem, tak skrupulatnie na kilka lat do przodu. A Pan Bucek ciągle mówił :"SORRY ALE NIE".

I co wtedy? gdzie nie spojrzeć w przeszłość to wszystko nam psuł, coraz większy ból naszego EGO, jakże ono jest wielkie, a za nim pęcznieje w chwale nasza PYCHA.
Otwieramy oczy, nadstawiamy uszu a tu tylko jedno BÓL....
oj! jak boli ...... nooooo musi boleć......
ból jest tym większy im większe nasze ego i pycha kiedy zdamy sobie sprawę, że nasza droga nie działa.....

Lecz spokojnie!!! Im większy ból, tym większa łaska :)

Ból szybko minie kiedy mu powiecie no dobra Boże zabierz to ode mnie, nie chce tego wszystkiego.
To tak jak byliśmy dziećmi i mówilismy do rodzicow "już będę grzeczna, grzeczny tylko nie mówmy juz o tym".
I ja Wam mówię : "SPOKOJNIE"
On Wam wszystko złe zabierze, uzdrowi Wasze serca, odpoczniecie przy nim i daj Boże w nim samym ( mam na myśli sakrament komunii)-  wystarczy tylko chcieć, wystarczy tylko poprosić.

Tak sobie pomyślałam, że same moje słowa które mam w głębi duszy nie wystarczą,
niektórzy ludzie o typie nazwijmy to "naukowca" potrzebują namacalnych dowodów, "PRZYCZYNA-SKUTEK" itd., tak więc czas na moje kolejne świadectwo.

Cztery lata temu moja sytuacja życiowa nagle stała się nazwijmy to dość krytyczna.
Dokładnie mówiąc straciłam pracę i na jakiś czas, dość długi zresztą pozostałam
bez środków do życia. Pomogli mi oczywiście wtedy moi bliscy, jednak jako samotna matka
i przy okazji dumna kobieta szukałam różnych sposobów aby nie być zależną od kogokolwiek.
Moją traumą życiową zawsze było proszenie o pomoc, więc i teraz nie chciałam tego robić, wydawało mi się to takie ujmujące mojej dumie, mojemu ego.
Ponieważ przez całe swoje życie nigdy nie stroniłam od pracy, zawsze pracowałam na kilku
etatach, tym ciężej było mi zrozumieć dlaczego nie mogę tej pracy znaleźć.
To trwało jakieś pół roku. Przez ten czas codzienną moją "pracą" stało się przeszukiwanie
ofert pracy, wysyłanie CV, chodzenie na rozmowy i tak przez 8 godzin dziennie
przez pół roku.
I co? i dalej nic.
Któregoś dnia już zupełnie zrezygnowana, wracając z kolejnej rozmowy kwalifikacyjnej,
nagle poczułam że muszę wstąpić do kościoła.
Kościół o którym mowa oddalony był od mojego domu kilka przystanków, więc wysiadłam
z tramwaju i poszłam. Na co dzień do kościoła raczej nie chodziłam, ponieważ żyłam tylko poszukiwaniem pracy, poza tym nie miałam zwyczajnie kasy żeby dojechać do tego kościoła. Powiecie że mogłam iść na nogach.... owszem mogłam, tylko po co?
Zresztą miałam swój parafialny kościół nieopodal domu, tak więc też mogłam do niego wstąpić.
Lecz człowiek upadły jest człowiekiem tak bardzo wątpiącym, tak bardzo tkwi w ciemności,
że przestaje widzieć sens życia, a co dopiero sens chodzenia do kościoła, więc gdyby zawieźli mnie do tego kościoła, też pewnie znalazłabym jakąś wymówkę.

Tak więc byłam tak zrezygnowana, tak zmęczona a wręcz wykończona psychicznie,
że jak weszłam do kościoła to zdołałam tylko paść na kolana przed obrazem Najświętszego Serca Jezusa i wykrztusić z siebie słowa, które to miały wytłumaczyć mnie przed Bogiem dlaczego Go tak skrzętnie omijam i przy okazji mile połechtać moje ego, że niby nie ze swojej winy
do tego kościoła nie chodzę.

Słowa moje brzmiały:
" Panie Boże Ty wiesz, że przychodziłabym tu codziennie ale jest mi nie po drodze".

Tylko tyle...... a może aż tle ! ..... jedno zdanie, które zmieniło moje życie.
A tak przy okazji to uważajcie jak się modlicie, jakie słowa wypowiadacie, bo mogą się wypełnić.

A następnie pojechałam tramwajem do domu, z lękiem że nie mam na bilet, a jeszcze tego by mi brakowało żeby mnie złapali bez biletu.

Nie pamiętam ile dni minęło zanim ktoś zaprosił mnie na rozmowę, ale efektem mojego jednego zdania, które miało być moją wymówką była PRACA.

Taaaaaaak dostałam pracę !!! Nareszcie ją znalazłam!!!!
Minęło co prawda dwa miesiące ale ją dostałam.

Nie widzicie nic dziwnego?
Ktoś powie "no co w tym dziwnego ? szukała i wreszcie znalazła".

Cały myk w tym, że praca którą dostałam była zaledwie kilkanaście metrów od Kościoła,
w którym klęczałam jeszcze chwilę temu, tłumacząc się "Boże jest mi do Ciebie nie po drodze". 
A Bóg na to : "Mówisz i masz".

Żebyś już nie miała wymówki, to oprócz pracy załatwiłem Ci codzienne
odwiedziny u mnie, w moim domu. ZAPRASZAM CIĘ !!!
No jaja pańskie ja Wam powiem :):)
Każdego dnia jestem coraz bardziej zaskakiwana co też Bóg żartowniś ma dla mnie przygotowane :)
Ale też każdego dnia dziękuję Mu za to, że tak świetnie bawi się moją osobą, ponieważ wiem,
że tylko On wie co jest dla mnie najważniejsze :)

Aż jestem ciekawa, co na to umysły "naukowe".

O Medjugorie oraz reszcie cudów i znaków na mojej drodze opowiem następnym razem,
jest tego tak dużo, że dostalam ostatnio od Przyjaciół przydomek "Beata od Znaków" :)
Za przydomek dziękuję - jest Booooooski ;) a teraz idę na zasłużony odpoczynek.
Jutro od rana będę chwalić Boga za Jego wielką miłość do nas i dziękować za wszystkie łaski, którymi tak obficie nas obdarza - wystarczy tylko poprosić. Ja już nauczylam się prosić, a Wy?

Wielu Błogosławieństwa Wam życzę na Waszej drodze :)


środa, 10 sierpnia 2016

Babcia - mój pierwszy raz




Dawno nic nie publikowałam. Nie oznacza to,że nie pisałam - pisałam ale ciągle nie mogłam się zdecydować jak Wam przekazać to,co gdzieś w środku mojej duszy układa się     
w całość.
Nie łatwym jest przekazanie innym ludziom swoich myśli, tak aby w łatwy sposób mogli je zrozumieć, dlatego czasem lepiej odczekać aż myśli poukładają się "same".

STAŁO SIĘ - dwa miesiące temu urodził się mój wnuczek Filipek, tak tak zostałam BABCIĄ.



BABCIA - dla mnie to coś przedziwnie nowego :)



 Bardzo lubię poniższy cytat Jacka Podsiadło, który do tej sytuacji bardzo mi pasuje :)

"Ja to nawet lubię, kiedy coś spotyka mnie po raz pierwszy w życiu.
  To takie... odświeżające.
  I jakoś pocieszające, że jeszcze nie wszystko człowiek przeszedł i zna.
  Gdybym nie miał nadziei, że coś jeszcze zdarzy mi się po raz pierwszy, to może nawet bym   
  umarł."  ~ Jacek Podsiadło



To nowy etap w życiu każdego kto jakis czas temu doczekał się swojego potomstwa, a później to potomstwo wydało na świat nowe życie.
Piękny, niepowtarzalny moment w życiu :)

Piękny moment, lecz on przynosi również uczucie obawy ....
nowa obawa - o nowe życie....
obawa - jakie to nowe życie będzie dla nowego człowieka....
co go spotka po drodze....
jaką drogę wybierze w swoim nowym życiu......
Tak więc nowe życie to wiele, wiele nowych obaw dla ludzi, którzy temu nowemu życiu towarzyszą.
Wiele obaw ale też odwaga rodziców, którzy to nowe życie swojego dziecka powołali na świat.

A dla dziadków czym jest to nowe życie ? Pewnie każdy z nas będzie postrzegał to na swój sposób.
Ja napiszę czym jest dla mnie- dla tej, która choć wiedziała, że kiedyś ten dzień nadejdzie, to była wielce zadziwiona jak nadszedł :) dla mnie, dla babci.

Już samo słowo "Babcia" brzmi dla mnie jakoś obco, jakby nie dotyczyło mnie.
A jak to tego słowa babcia dołożyć imię.... BABCIA BEATA .... :) czy to na pewno o mnie teraz się tak będzie mówić ? :)
I nie chodzi tu o to,że moment zostania babcią jest zły, czy też niechciany.
Wręcz przeciwnie - jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie z tego powodu.
Tylko jak dorastamy, później stajemy się rodzicami, nasi rodzice dziadkami to wszystko wydaje się mieć normalną kolejność rzeczy.
Lecz jak sami zostajemy dziadkami, to przychodzi refleksja : kiedy ten czas tak szybko minął ?
jak to się stało, że tego nie zauważyliśmy ?
Przecież ja,Ty jesteśmy wciąż młodzi.....przecież to brzmi prawie niemożliwie.

Pamiętam jak moi rodzice zostali dziadkami....a było to całkiem niedawno, jakby wczoraj :)
Osobiście jako nowo upieczona mama nie mogłam pojąć dlaczego tak się bronią przed tą myślą.
Tata na wieść o mojej ciąży mówił :
"... mówisz,że grozi mi dziadostwo..." a mama bardzo się denerwowała kiedy wszyscy zaczęli do niej mówić babcia : ".... babcią jestem dla wnuka, nie dla Ciebie..." mówiła.

Na początku było to śmieszne a czasem przykre dla mnie, lecz teraz całkowicie ich rozumiem.
Myślę, że to dzieje się dlatego iż mówiąc "babcia","dziadek" mamy w głowie obrazek starszych ludzi,
żeby nie powiedzieć staruszków, z którymi w żaden sposób się nie utożsamiamy.

"Babcia i dziadek" kojarzą nam się po prostu ze starością .
Prawda jest jednak inna, im jestem starsza tym bardziej jestem tego pewna - nie ma znaczenia ile mamy lat zostając dziadkami.
Nasz wiek w ogóle nie ma znaczenia, ponieważ dopóki mamy sprawność fizyczność to ciągle w duszy czujemy się młodzi, nawet gdy mamy lat 80.
Jestem pewna, że jedyne zdziwienie wiąże się z pytaniem : kiedy ten czas tak szybko przeleciał, przecież dopiero byliśmy w podstawówce ? :)

Narodziny mojego wnuka spowodowały to, że zrobiłam podsumowanie swojego życia.

Podsumowanie było straszne, trochę mnie na początku załamało, ponieważ doszłam do wniosku,
że właściwie nic w życiu nie osiągnęłam.
Minęły lata jak jeden dzień a ja gdzie jestem ?
Co zrobiłam nieprzeciętnego, czego nie mogliby zrobić inni ludzie ?
Gdzie mój wymarzony dom z ogródkiem ?
Gdzie miłość mojego życia z którą miałam się tak pięknie zestarzeć ?

Zamiast tego mieszkam jako samotna kobieta w małym mieszkanku i do tego zostałam babcią,
co tylko potwierdza moją tezę, że zestarzałam się bezpowrotnie po to tylko aby w efekcie umrzeć w samotności. Boże kochany jak to brzmi ...... jak ja mam takie słowa przekazać innym, przecież po przeczytaniu tego pozostaje tylko czekać na śmierć. Zanim to ludziom przekażę, to lepiej poczekam aż mi się te myśli rozsądnie poukładają.
To była jedyna słuszna decyzja, ponieważ jak sama to czytam to mam wrażenie,
że jakaś desperatka to napisała :)

Takie było moje myślenie tylko na początku, lecz z biegiem dni, z biegiem kolejnych przychodzących  myśli wygląda to już w podsumowaniu inaczej - a jak? napiszę w następnym poście, który niebawem umieszczę, Wszak Babcia Beata kończy dzisiaj 46 lat i to jest świetny czas na podsumowanie  :)

Zanim jednak pojawi się kolejny post, to najpierw mam do przekazania kilka słów moim bliskim - dzisiaj ten post jest tylko dla nich - moich dzieci Filipka, Oli, Ani, Damianka.
PAMIĘTAJCIE, ŻE JESTEŚCIE WYJĄTKOWI !!!


Mój najukochańszy wnusiu Filipku - jestem najszczęśliwszą na świecie babcią Beatą  !!! 
Kocham Cię całym sercem i czekam na dzień kiedy usłyszę słowo BABA.
Już teraz jak widzę  Twój uśmieszek na mój widok, albo słyszę słodkie dźwięki, które wydajesz
próbując mi coś przekazać to serce się raduje, że jesteś z nami :)

Moje kochane dzieci :) Bardzo Wam dziękuję, że uczyniliście ze mnie babcię !!!
W sumie młodą babcię, co jest wielkim plusem zważywszy na to,że będę mogła jeszcze z wnusiem pobrykać jakbym sama była dzieckiem :)
Zostaliście dumnymi i kochającymi rodzicami - jak się z tym czujecie ? :)
Ja jestem z Was dumna, widzę jak sobie świetnie radzicie pomimo zmęczenia, które jest nieodzownym towarzyszem rodzicielstwa. Widzę ile miłości dajecie sobie na wzajem i swojemu synusiowi.
Ta niesamowita przemiana Was w Mamę i Tatę, kiedy każdego dnia odkrywacie w tym radość,
troskę o siebie wzajemnie raduje moje pokiereszowane serce, daje pewność i spokój, że jesteście na dobrej drodze.
Filipku Twoi rodzice są WSPANIALI !!!

Córeczko - zostałaś ciocią :)
Jak patrzyłam na Ciebie ile radości dało Ci narodzenie Filipka to cieszyłam się razem z Tobą.
Swój czas poświęcałaś pracy, z której tzw. wypłatę nie wydawałaś na siebie, lecz pierwsze o czym  myślałaś to co za to kupić Filipkowi, żaden sklep nie został pominięty ;)  Jesteś świetną ciocią, a to dopiero początek !!! Jestem pewna, że jak przyjdzie Twój czas na bycie mamą to rewelacyjnie się w tym odnajdziesz. Póki co świetnie zajmujesz się opieką innych dzieci, co ma również wielki wpływ na ich przyszłe życie ponieważ swoją postawą przekazujesz im wiele dobrych wartości.

 Dzieci moje jestem pełna podziwu dla Was wszystkich ile macie odwagi aby wybierać w życiu drogę,
która nie jest drogą ani łatwą ani też wygodną.
Jest to szczególnie trudne  w dzisiejszych czasach, kiedy większość ludzi idzie na łatwiznę lub też drugą drogą "po trupach do celu".

Nie zmieniajcie się nigdy, idźcie wybraną drogą a Bóg Wam będzie błogosławił każdego dnia !!!

Papież Franciszek będąc w Polsce powiedział wiele pouczających słów. Patrząc na Wasze postępowanie każdego dnia jestem dumna, że właśnie taką drogą idziecie i tak rozumiecie swoją "misję " !!!

Dla przypomnienia cytuję poniżej słowa Papieża Franciszka.

"....kochani młodzi, nie przyszliśmy na świat, aby „wegetować”, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad...." 

"Znakomita większość zawieranych dziś małżeństw jest nieważna, ponieważ ludzie nie wchodzą w małżeństwo z właściwym zrozumieniem czym jest trwałość i zobowiązanie.
 Ponieważ nie jest rzeczą łatwą stworzenie rodziny i nie jest łatwo poświęcić życie i zobowiązać się na zawsze, trzeba mieć odwagę i gratuluje wam, ponieważ te osoby mają odwagę "

Bóg przychodzi, aby otworzyć wszystko, co ciebie zamyka. Zaprasza cię, abyś marzył, chce ci pokazać, że świat, w którym jesteś, może być inny. Tak to jest: jeśli nie dasz z siebie tego, co w tobie najlepsze, świat nie będzie inny "

 
Na koniec tego postu powiem tylko tyle, że doświadczając każdego dnia tego co powyżej napisałam
-  nie mam prawa nawet myśleć, że niczego w życiu nie osiągnęłam. 
Pozostawię po sobie najpiękniejszy ślad jakim są moje dzieci, ich dzieci itd ......
Bogu dzięki za moje życie !!!





Życzę wszystkim czytającym tego bloga wiele miłości i wspaniałych bliskich osób, dzięki którym pozostawicie swój ślad :) biegnijcie powiedzieć im jak bardzo są wyjątkowi !!!

A sobie w ten dzień urodzin (hahaha) życzę wielu takich chwil jak ta, kiedy doskonale rozumiem jakie bogactwo dostałam od życia. Dobrego dnia kochani :)







poniedziałek, 6 czerwca 2016

Gdzie ja się uchowałam ...



37 Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie14.

Chciałam żyć w prawdzie dlatego zaczęłam pisać tego bloga, tylko czy ….. na prawdę byłam przygotowana? 

Z prawdą jest tak jak z krzyżem, który nosimy przez życie : dostajemy taki krzyż, jaki jesteśmy w stanie unieść. 
Taka Prawda jest nam ukazana na jaką jesteśmy gotowi. Nic nie dzieje się przez przypadek. 



Moja PRAWDA jest taka : nie wierzę w karmę i inne takie tam (już to wiem), ja wierzę w Boga –
nie można służyć dwóm panom naraz.
I dlatego jakiś czas temu poddając się drodze, którą dla mnie przygotował przestałam się szarpać z życiem, zaufałam i wiem, że każdego dnia ON mnie strzeże jak źrenicy oka.
Nie wiem w co Wy wierzycie : Bóg, karma, wszechświat – w cokolwiek byście wierzyli
to zanim zaczniecie o czymś marzyć to starannie dobierajcie zapytania, myśli i słowa,
starannie wybierajcie marzenia, starannie wybieracie swoją drogę.
Kiedy dostaniecie odpowiedź na swoje pragnienia możecie być nieźle zaskoczeni.

Tylko prawda w Jezusie Chrystusie jest zbawienna - reszta prawd przynosi strach i zwątpienie.
To, że coś myślę, że coś widzę, że jestem do czegoś przekonana albo że mi się coś wydaje,
nie oznacza że taka jest rzeczywistość.
Obiektywna rzeczywistość  w zasadzie nie istnieje, każdy widzi ją inaczej.

Wielkim błędem jest twierdzić
, jestem dorosła/y, niejedno już widziałam/em, znam życie,
nic złego mnie nie spotka lub nic nie zaskoczy lub Ci ludzie są dobrzy albo źli.
Znamy tylko naszą rzeczywistość, nic poza tym nie jest nam dane zobaczyć.

Jezus powiedział : „Bądźcie jak dzieci”.
„Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim (Mt 18, 3-4). „

W moim życiu zdarzały się chwile , w których czułam że stoję nad przepaścią i bałam się stawiać kolejny krok aby w nią nie wpaść – to było wtedy jak wierzyłam we wszystko, tylko nie w Boga.

Teraz w momentach kiedy stoję nad przepaścią to w środku czuję spokój, bo mam pewność że robiąc kolejny krok wcale w nią nie wpadnę…..
On mnie złapie
Albo
przepaść którą zobaczę, wcale tą przepaścią nie jest.
„Gdzie ja się uchowałam…. ?” -  tu gdzie żyje, ale do tej pory raczej się chowałam niż uchowałam.

Teraz żyje jak dziecko oddając Bogu swoje życie - nieustannie czuję spokój. Nie mam się czego bać, ponieważ i tak nie spotka mnie nic innego nad to co ON dla mnie przygotował !!!

Dlatego żyję wreszcie pełnią życia, potykam się, upadam, wstaję i idę dalej -
tak wygląda życie, nie można ciągle wegetować w obawie przed złym. 

Dlatego pracuję do kresu sił, aby później napawać się widokami odpoczywając w pięknych miejscach,poznając fantastycznych ludzi, którzy żyją w swojej rzeczywistości aby tylko na chwilę lub na dłużej spotkać się ze mną,
pobyć na mojej drodze, w mojej rzeczywistości albo może to ja na ich drodze. 





Ponieważ :

 "Niektórym ludziom jest pisane się spotkać. Niezależnie od tego, gdzie się znajdą czy dokąd się wybierają, któregoś dnia na siebie wpadną."
~ Claudie Galla
 



Jeszcze wejdę na Pachołek...... :)





















wtorek, 24 maja 2016

Boskie..... prowadzenie

Duchu św. przyzywam twojej obecności. Oświecaj mnie światłem , abym podjął właściwe decyzje, które stoją przede mną !

Łk 6,43-49
43 Nie jest dobre drzewo, które wydaje zagrzybiony owoc, i podobnie nie jest zagrzybione drzewo, które wydaje owoc dobry. 44 Każde drzewo poznaje się po jego własnym owocu. Przecież z cierni fig nie zbierają ani nie zrywają winogron z jakiegoś kolczastego krzaka. 45 Dobry człowiek wydaje z dobrego składu [swojego] serca dobro, a zepsuty wydaje z zepsutego zepsucie. Bo przecież jego usta wydają słowa z tego, co wypełnia serce. 46 Dlaczego wołacie do mnie: "Panie, Panie", a nie wykonujecie tego, co mówię? 47 Pokażę wam, do kogo jest podobny każdy, kto przychodzi do mnie i słucha moich słów. 48 Podobny jest do człowieka budującego dom. Wykopał fundament, pogłębił i położył na skale. Gdy przyszła powódź, przedarła się rzeka do owego domu, lecz nie zdołała go poruszyć, bo on dobrze został zbudowany. 49 A kto usłyszał i nie wykonał, podobny jest do takiego człowieka, który dom postawił na ziemi, bez fundamentów. Rzeka przedarła się do niego i prędko się zawalił. Ruina tego domu stała się wielka". 

Jak wielka to radość dobry Boże, że czekałeś na mnie tak długo, czekałeś...pukałeś do moich drzwi....
czasem je otwierałam... popatrzyłam....odpowiadałam "nie dzisiaj, nie czas żeby Cię wpuścić, nie czas aby dla Ciebie umrzeć, przecież nie mam pewności, czy jak umrę dla Ciebie to będę żyła dalej czy też umrę
w ogóle...tak po ludzku umrę na wieki" 

Przyszedł jednak dzień, że otwierając drzwi poczułam, że jednak dalej na mnie czekasz, że dajesz mi kolejną szansę- kolejną z kolejnych !
Otwarłam się.... mijały dni..... poznawałam Ciebie....poznawałam drogę, którą dla mnie przygotowałeś.....
aż wreszcie nabrałam odwagi aby dla Ciebie umrzeć!

Później robiłam się coraz bardziej spokojna...... rodziła się odwaga......przyszła radość......
serce zmieniało się z dnia na dzień......... 

Dzięki Twojej wielkiej miłości Boże serce z kamienia zamieniało się w serce zupełnie nowe.....
blizny znikały......  aż do dnia kiedy moje serce zrobiło się przyjemnie miękkie, bijące nowym rytmem-
takie nowe serce dałeś mi Panie......serce, które można łatwo zranić.  

Jaka to wielka radość i spokój ducha dobry Boże, że każdego dnia czuje Twoje przewodnictwo -
w przeciwnym razie mogłabym ponownie poczuć lęki, zamknąć się przed światem, ludźmi..... 
ZŁYM który jak tylko wyczuje dobro, to musi namieszać.....
lecz mam Ciebie dobry miłosierny Boże ! 

Fundamenty już wykopałam, pogłębiam je każdego dnia, kładę na skale aby wreszcie któregoś dnia wybudować dom, którego żadna siła nie zdoła pokonać.... dom w którym wreszcie poczuje się jak u siebie.... dom który tworzyć będą nie ściany lecz bliscy mi ludzie zakotwiczeni w jedynej prawdzie jaką chce podążać -
w Bogu, który kocha mnie pomimo wszystko !!!

Dziękuję Ci dobry Boże !!!





niedziela, 15 maja 2016

Droga życia

Dzisiaj będzie "po ludzku" :)

Jak dzieci były małe to często bawiłam się z nimi tak :
sadzałam je na kolanach, podrzucałam delikatnie (tak jakby jechały na koniku) i mówiłam :
prosta droga, prosta droga, kamienie,kamienie, dziura. Oczywiście intensywność podrzucania szła w parze z wypowiadanymi słowami.
Taka beztroska zabawa dzięki której dziecko zaczyna się uśmiechać.

Lecz mijają lata i myślę sobie, że w życiu jest dokładnie tak jak w tej zabawie.
Prosta droga.....prosta droga - o tak super droga, kiedy wszystko układa się po naszej myśli, mamy szczęśliwą rodzinę, kochających rodziców, czy też dzieci.....
później napotykamy na swojej drodze kamienie - problemy w rodzinie, w pracy, problemy ze zdrowiem....co zrobimy z tymi kamieniami to w dużej mierze zależy od nas samych.
Jeśli będziemy próbowali takie kamienie kopać, to tylko porobimy sobie rany....
dlatego myślę sobie, że dobrze by było nauczyć się te kamienie spokojnie odkładać.... układać, aż wreszcie ułożyć fundament, który będzie niezwykle silny i twardy tak, że nas już nic nie zrani, nie przewróci.....
Dziura - no cóż z pewnością po drodze "zaliczycie" i niejedną dziurę.... ważne aby było ich najmniej i żeby nie zostały niezauważone, ponieważ przeoczona dziura może zamienić się w wielki dół....nawet krater, z którego będzie bardzo ciężko wyjść, niektórzy nawet nie wyjdą nigdy.....
Prawda jest jednak taka,że każdy z nas ma swoją drogę....
Każdy zbawia się inaczej!
Dziękuję Bogu, że znalazłam swoją drogę !
Pewnie jeszcze nie raz po drodze napotkam kamienie lecz każdego dnia uczę się jak je układać aby tworzyły mocne fundamenty - nie wieżę Babel, która prowadzi do zguby lecz fundamenty na których zbuduję wreszcie swój dom, którego nikt nie powali.
Nie wiem jak długo to potrwa lecz wiem, że to moja droga - jedyna, słuszna, wzrastająca, piękna oparta na Bogu. Nikt inny nie zna mnie lepiej niż On, tylko On wie co dla mnie dobre!

Na swojej drodze oprócz kamieni spotkacie jeszcze mnóstwo innych rzeczy,ludzi,sytuacji -
tylko od Was zależy co z nimi zrobicie, jak je będziecie postrzegać, czy będziecie wzrastać czy też będziecie się cofać.

Przed chwilą wróciłam ze spaceru, spacer po Wzgórzach nowohuckich.
Ludzie mówią ; cóż takiego w tej Nowej Hucie jest, zasmrodzona, brzydka, zapomniana przez władze, na osiedlach sami kibole- ja sama w to na chwilę uwierzyłam, pozwoliłam złemu na kłamstwo.
Tylko ode mnie, od Was zależy jak będziecie to postrzegać.

Na swojej drodze każdego dnia spotykam tylu dobrych ludzi - każdy nowy człowiek na Twojej,mojej drodze to DAR.
DAR bezcenny, którego nic i nikt nie zastąpi.
DAR, który wzbogaca naszą rzeczywistość nie tylko tą TU i TERAZ, lecz na długo pozostawia w nas swój ślad,
a jak odchodzi to pewna strona duszy pozostaje pusta.
DAR dzięki któremu nasze życie staje się lepsze.
Szanujcie więc każdego człowieka, każde jestestwo.

Oczywiście ktoś może powiedzieć, że na naszej drodze spotykamy również tych złych -
tak oczywiście spotykamy lecz i tacy ludzie są dla nas DAREM, oni też nas czegoś uczą.
Chcę przez to powiedzieć, że od nas zależy jak postrzegamy wszystko co nas w życiu spotyka - każde COŚ jest po COŚ. Nie dajcie się oszukać.
Gdy pośród trawy zobaczycie pokrzywę to co pomyślicie? CHWAST to jest czy LEKARSTWO ?
Znajdźcie swoją drogą i nauczcie się nią cieszyć. W momencie poszukiwań spróbujcie się zastanowić co jest dla Was najważniejsze.

Pisałam już,że co siejecie to zbieracie.
A tak z ludzkiej perspektywy : "Gdy nie wiesz do którego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry".
A wiatr pochodzi od Boga, jest Jego tchnieniem.
Ale o tym napiszę następnym razem :)


Zrobiłam kilka fotek z dzisiejszego spaceru. Sami zobaczcie ile piękna jest wokół :)















wtorek, 10 maja 2016

Moje Tu i Teraz





Wreszcie się dzisiaj wyspałam. Wiele dobra dzieje się w moim życiu, oj! wiele.
Gdyby ktoś chciał mnie poznać,gdyby ktoś chciał przyglądnąć się mojemu życiu jak ono ewoluuje, gdyby ktoś - ludzie chcieli coś z niego wziąć dla siebie, powstało by dobro następne, następne i następne.
I gdyby ktoś tym dobrem chciał dzielić się dalej to ono - TO DOBRO rozmnażałoby się w nieskończoność.
Pamiętajcie że co siejecie, to zbieracie. Niemożliwym jest przecież siać żyto a zbierać owies.
Siejąc dobro, jeszcze najlepiej to oparte na naszym Jedynym Zbawicielu Jezusie Chrystusie dostajecie dokładnie takie dobro- jest w nim mnóstwo miłości, która nosi znamiona nadludzkiej, nieobliczalnie wielka to miłość jest, wielka do takich rozmiarów, że nie sposób ją opisać. Dlatego w takim momencie pojawia się samotność, o której wczoraj pisałam, gdyż ciężko znaleźć słowa aby się z wszystkimi wokół ta miłością podzielić tak dosłownie jaka ona jest. Zapewne jeszcze wiele takich słów znajdę i będę je próbowała przekazać, jednak w tej miłości zawsze pozostaną samotne momenty, którę TU i TERAZ ciężkie będą do wytłumaczenia.

Jestem wdzięczna Panu Bogu, że tak długo i cierpliwie na mnie czekał aż wreszcie wejdę na jedyną słuszną w życiu drogę- DROGĘ KTÓRĄ ON DLA MNIE PRZYGOTOWAŁ.
Gdybym tylko potrafiła już teraz znaleźć te słowa i przekazać Wam bezmiar tej drogi miłości, którą Pan dla mnie przygotował, to jestem pewna że każdy chciałby znaleźć się na tej drodze niemal natychmiast.
Ponieważ Bóg kocha bezwarunkowo i pomimo wszystko – uwielbiam Cię Boże, że pozwoliłeś mi tej miłości małymi łykami zakosztować.
Po roku bycia na jedynej słusznej drodze jaką dla mnie przygotowałeś Twoja miłość wylewa się wręcz ze mnie, chcę się nią dzielić, pragnę aby ludzie których spotykam na mojej drodze również ja poczuli, do tego stopnia żeby szli za Tobą.
Wiem już co znaczy „UMRZEĆ DLA JEZUSA”.
Ludzie w swej codziennej egzystencji na słowo „śmierć” czują przerażenie, ja też taka byłam.
Bałam się śmierci, w każdej postaci. Przywiązana do swojej ludzkiej skorupy bałam się umrzeć tu i teraz, lecz gdyby się tylko zagłębić w siebie, spojrzeć na siebie oczami obserwatora to czy miałam odwagę do życia ?
Śmierć nas przeraża ponieważ jawi się nam jako koniec, nic dalej nie ma, the end,
Życie cudem jest więc każdy chce żyć – tylko jakim cudem ?
Co życie znaczy dla Ciebie – życie TU i TERAZ, wolisz BYĆ czy MIEĆ.
A co będzie jeżeli stracisz wszystko co posiadasz ?  MIEĆ przestanie istnieć, wejdziesz w na jakiś poziom śmierci. Czujesz strach przed stratą? Masz coś co Ci pozostanie, żeby BYĆ? BYĆ TU I TERAZ.
Życzyłabym każdemu z Was, żebyś mieli jeszcze to COŚ, żebyście mogli BYĆ.
BYĆ najlepiej TU i TERAZ.

Moje wylewanie się miłości z każdej cząstki mojej ziemskiej skorupy, zaistniało dlatego że chcę być. Chcę być TU i TERAZ, chcę mówić o Bogu jako jedynym Panu, który tak bardzo mnie kocha, że właśnie dlatego tą miłość mogę przekazywać dalej.
Dla kogoś kto mnie nie zna, dla kogoś kto obserwuje i ocenia mogę momentami wyglądać na szaloną J ….. I BARDZO DOBRZE , BO BYĆ TU I TERAZ JEST SZALEŃSTWEM Z DUCHEM PEŁNYM SPOKOJU !!!
Celebrujcie dni kiedy czujecie swój byt, ten pochodzący z nieba i dzielcie się nim z każdą napotkaną na swojej drodze duszyczką. Pamiętajcie też, że co siejecie to zbieracie. I dbajcie o każdą osobę, o każdego człowieka spotkanego na swojej drodze – ZA KAŻDEGO CZŁOWIEKA JESTEŚCIE ODPOWIEDZIALNI, NIKOGO NIE WOLNO NAM KRZYWDZIĆ.

Dziękuję Co Panie za wszystkie WSPANIAŁE DUSZYCZKI, które postawiłeś na mojej drodze !!!!

Dobrego dnia dla wszystkich od Krakowa do Bałtyku i o niebo dalej ;)
Odwagi do życia Wam życzę! jest taki jeden wiersz, który mówi o tym lecz tym podzięlę się w nastym poście....

Samotność-permanenty adwent

Dzisiaj na dobranoc, najpiękniejszy wiersz jaki znam. Odnajdujecie w nim siebie?
Odnajdujecie swoją samotność ? A może jednak obok Was leży ktoś kogo kochacie nad życie i czujecie tylko radość?

Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził

Stanisław Barańczak


Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.
Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.

I półprzytomny wstyd, że ona tak się trudzi,
to, co tłumione czyniąc podwójnie tłumionym
przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:

ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił
uwagi - gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin
gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi

negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił
do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:
"Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził"?

Na wyciągnięcie ręki - ci dotkliwie drudzy,
niedotykalnie drodzy ze swoim "Śpij, pomiń
snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi".

I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził
toporniejszą tkliwością jej tkliwość: "Zapomnij.
Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził,
To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi."

 

Ciekawe,że akurat teraz kiedy miałam napisać o miłości, która "wylewa się" ze mnie, którą chciałabym obdzielić wszystkich wokół, aby i oni poczuli szczęście to ja w zamian za to piszę o samotności.  


Tak tak nawet w miłości tej największej,najszczerszej,oddanej do granic pojawia się nasza wewnetrzna samotność,której nikomu nie jesteśmy w stanie przekazać.

Chciałabym już teraz napisać więcej lecz zanim to zrobię, poszukajcie własnych refleksji,spróbujcie odnaleźć w tym siebie .....


 

niedziela, 24 kwietnia 2016

Bóg kocha Ciebie i mnie

 Dzisiaj mamy 5 niedzielę Wielkanocną - wiedzieliście o tym?
Gdyby nie moja droga, droga pełna zmian to nie miałabym pojęcia, że taka jest dzisiaj niedziela.
Przecież Wielkanoc dawno już minęła i większość z nas o niej już zapomniała. Niedziela to niedziela.
A jednak w Kościele Katolickim okres Wielkiej Nocy trwa do czasu Zesłania Ducha Świętego.

Dla wszystkich, którzy chcieli by się więcej o tym dowiedzieć poniższy obrazek.


 Zastanawialiście się kiedyś co czytamy podczas Eucharystii? Kiedyś szłam zwyczajnie na mszę, nie zawsze docierały do mnie słowa Pisma św. Szczerze mówiąc nawet jak docierały, to nie za wiele z nich rozumiałam -
tak mi się przynajmniej wydawało. Ale skąd w takim razie znamy niektóre wersety z Biblii na pamięć?
Bóg ma swoje sposoby aby do nas dotrzeć i potrafi czekać latami, aż go dostrzeżemy -
DZIĘKI CI PANIE za cierpliwość !
A czy ktoś Wam kiedyś tłumaczył po co chodzimy co niedzielę na mszę?
Gdyby mi ktoś w czasach dziecięcych wytłumaczył czym w ogóle taka msza jest, to pewnie nie miałabym oporów a może tylko teraz tak mi się wydaje.
Rok temu dopiero usłyszałam, że msza a dokładnie Eucharystia (uwielbiam tą nazwę) jest dziękczynieniem.
Ludzie mówią po co chodzić do Kościoła skoro Bóg jest wszędzie? Myślę,że po to aby brać czynny udział właśnie w tym dziękczynieniu. Oczywiście zawsze macie wybór, wszak dał Wam wolną wolę i nawet jeśli nie widzicie teraz sensu aby biegać na Eucharystię - On i tak kocha Was bezinteresownie, o czym mówi dzisiejsza Ewangelia.

Ewangelia wg św. Jana 13,31-33a.34-35.
Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: «Syn Człowieczy został teraz uwielbiony, a w Nim został Bóg uwielbiony.
Jeżeli Bóg został w Nim uwielbiony, to Bóg uwielbi Go także w sobie samym, i zaraz Go uwielbi.
Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię, dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie.
Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.
Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali».


Dla mnie to piękne słowa - pełne Jego miłości.  W życiu wydaje się nam, że na miłość drugiego człowieka (matki,żony,męża,dzieci itd) musimy sobie czymś zasłużyć.
A On mówi do nas, że już dawno nas umiłował. Ale jak to? Przecież jeszcze nic dla niego nie zrobiliśmy,
przecież nawet nie mamy czasu do niego przychodzić, przecież modlimy się tylko wtedy, kiedy trwoga albo kiedy sobie o Nim przypomnimy.
To proste - On kocha nas nie za coś lecz pomimo wszystko i prosi nas żebyśmy i my tak się miłowali wzajemnie. 
Panie Boże jak mam kochać miłością taką, jaką ty mnie kochasz? to zwyczajnie tak po ludzku jest trudne
do wykonania. Bo ja można kochać kogoś kto Cię na co dzień krzywdzi? jak można kochać kogoś,
kto Cię przed chwilą wkurzył? jak można tak kochać kogoś jak kochasz Ty?
Prowadź mnie Boże i nauczaj takiej miłości każdego dnia.
Kiedyś wydawało mi się to niewykonalne, teraz wiem że można - czego i Wam życzę :)

Wielu Błogosławieństw Wam życzę na cały nowy tydzień :)




"Niebo i Morze" , wreszcie Morze

Płyniemy do brzegu .... kontynuując poprzedniego posta.:)

I tak sobie żyłam przez następne lata, schorowana, nieszczęśliwa, uzależniona od innych - jednym słowem kaleka. Kaleka która nie da rady nic zrobić sama.
Przez ten chory czas : prałam, sprzątałam, gotowałam,wychowywałam dzieci, pracowałam, użerałam się dalej z facetem, który miał być takim oparciem, bez którego miałam sobie przecież nie poradzić. W międzyczasie często robiło mi się słabo, tak więc biegłam do domu, żeby jak już pisałam wcześniej w razie zupełnego omdlenia upaść wprost przed mężem, który na pewno mi pomoże, lub ewentualnie paść przed ludźmi, którzy mnie znają.
Oprócz tego, że uciekłam w chorobę aby nie podejmować decyzji o rozwodzie, to jak na chorą osobę  całkiem zwyczajnie to moje życie wyglądało.Teraz powiedziałabym nawet, że moje życie było w owym czasie coraz bardziej ekstremalne, do tego z każdym dniem byłam co raz bardziej samotna.

Wtedy nie dopuszczałam do siebie myśli o samotności, moja doba miała 36 godzin.
Robiłam mnóstwo rzeczy ....
jeśli praca - to na dwa etaty,
jeśli ludzie - to pomoc innym na każde zawołanie,
jeśli dzieci - to wyręczanie ich na każdym kroku,
jeśli dom - to ciągłe porządki, wymyślanie pysznych potraw itd
Często powtarzałam, że jestem zwierzęciem stadnym i że mogę żyć sama ale nigdy samotnie.
Co za totalna bzdura. Jakaż ja byłam wtedy ślepa - przecież już dawno byłam samotna.
Samotna wśród masy otaczających mnie ludzi, jak śpiewał Universe "...w tłumie ludzi, lecz sam..."

Pewnie wszystko opiszę w jakiś kolejnych wątkach, lecz teraz skupię się na moich lękach i chorobach aby zakończyć temat MORZA.
Jak pisałam we wcześniejszych  postach, przez moje lęki nie wyjeżdżałam nigdzie poza Nową Hutę.
Doszło do tego, że nie potrafiłam jeździć już nawet tramwajem ani autobusem, no może z małymi wyjątkami kiedy ktoś bliski ze mną jechał. Stworzyłam sobie PIEKŁO na ZIEMI, swoje prywatne więzienie, złotą klatkę. 
Pozwoliłam lękom zapanować nad moim życiem, każda próba przemieszczenia się z okolic domu w inne miejsce kończyła się napadami strachu, dusznościami, omdleniami.
Mijały lata a ja pomiędzy lękami, omdleniami i jednocześnie byciem dla innych przez cała dobę byłam coraz bardziej samotna.
Przyszedł rok 2015 a wraz z nim prawdziwa choroba jaką jest RZS.
Zastanawiałam się dlaczego Bóg zesłał na mnie taką chorobę. Czy to za karę?
FAKT!
- jestem grzesznikiem,
- pomimo całej empatii jaką mam dla innych nie zawsze byłam dobrym człowiekiem,
- nie zawsze postępowałam słusznie, często w moim życiu gubiłam drogę do Boga, szłam przez życie na fali grzechu.
Ale przecież  DOBRY BOŻE wiem już, jak bardzo jesteś MIŁOSIERNY, wiem już że KOCHASZ każdego grzesznika, wiem już że KOCHASZ ZA NIC.

DLACZEGO WIĘC DOSTAŁAM TĄ CHOROBĘ?
A co Bóg na to?......

Gdyby nie moja Lekarka rodzinna to pewnie już bym nawet nie chodziła, to ona trafnie postawiła diagnozę ale niestety nie mogła mnie leczyć w tym kierunku, ponieważ jest tylko lekarzem ogólnym. Ona mogła dać mi tylko takie leki, które  uśmierzą ból i wstrzymają stan zapalny. Jednak aby rozpocząć właściwe leczenie potrzebny był dobry reumatolog. Wysyłała mnie w różne miejsca. chodziłam (choć już ledwo) do różnych lekarzy, robiłam badania i jedyne co słyszałam to, to że mam zwyrodnienia w kościach z racji wieku.
Jakiego cholera wieku? mam dopiero 45 lat, jeżeli jestem juz nawet w jakimś wieku to jest to kwiecie wieku! 45 lat  to dla kobiety najlepszy czas! w tym wieku kobieta wreszcie wie czego chce, wie już jak to osiągnąć, jest dojrzała a jednak młoda duchem i ciałem! dlaczego wszyscy traktują mnie jak staruszkę?
Zaczęłam szukać informacji, czytałam wszystko na temat tej choroby co mi pod rękę wpadło.
Ale uważajcie, ponieważ informacje w internecie są różne i jeżeli uwierzycie we wszystko co tam wyczytacie to możecie sobie zrobić więcej krzywdy. Czytajcie, nie dawajcie za wygraną ale poszukajcie najlepszego specjalisty, bez  lekarza sami się nie leczcie. Rozsądek przede wszystkim !
Znalazłam publikacje książki Doktora Jarosława Niebrzydowskiego, przeczytałam ją jednym tchem.
Pomyślałam - jak dobrze byłoby trafić do takiego specjalisty jak on. Ok ale czy on w ogóle gdzieś ma swój gabinet?
Poszukałam,znalazłam, oczywiście że ma - w Gdyni.
Boże jedyny jak to w Gdyni? Dlaczego tak daleko? I obudziły się we mnie wszystkie moje lęki.
Do Gdyni nie pojadę za żadne skarby świata, przecież z moimi słabościami to po drodze umrę z kilka razy.

Co zrobić, co zrobić?
Szukam w Krakowie dalej. Znalazłam - terminy za pół roku. Jezu synu Dawida ulituj się nade mną,
za pól roku to już będę na wózku jeździć!
Dobra dzwonię do Gdyni, może chociaż przez telefon dostanę jakąś poradę, skoro Pan Doktor ma prywatne gabinet.
Pan Doktor przyjmuje prywatnie ale w przychodni- no to pogadałam.

Pani w rejestracji informuje mnie, że pierwszy wolny termin za trzy miesiące.
Zgoda, niech będzie-proszę mnie zapisać (a w głowie tylko jedno to 600 km, umrzesz po drodze).
I słyszę od Pani rejestratorki : " Pani Beato jeżeli to poważna sprawa, to podam Pani mail do doktora, proszę do niego napisać". Dziękuję napiszę.
Termin zarezerwowany, mam 3 miesiące żeby wymyślić jakim cudem tam dojadę a teraz piszę do doktora.

Napisałam, wysłałam wyniki badań, wysłałam zdjęcie mojej wykrzywionej ręki - poszło.
Minęły dwie godziny a tu mail od lekarza :"....Pani powinna już dawno zażywać leki, może Pani przyjechać do mnie w przyszłym tygodniu? wtorek, czy w czwartek Pani pasuje...?" .................................................................................................................................................................
.................................................................................................................................................................
UMARŁAM już teraz...... jak to w przyszłym tygodniu, na drugi koniec Polski?
jak mam to zrobić? jak sama mam tam pojechać-czym?

PANIE BOŻE dlaczego mi to zrobiłeś? nie ma innego sposobu na ulitowanie się nade mną? 
musiałeś od razu tak ekstremalnie mnie wystawiać na próbę? musiałeś mnie aż tak wysłuchać?

Odpisałam : "Panie doktorze będę w czwartek. Dziękuję za Pana serce otwarte na drugiego człowieka - dziękuje za Pana posługę".

Nie muszę Wam chyba opisywać jak wyglądał następny tydzień - mózg mi parował od myśli, strachu,paniki.  Coś mi w środku podpowiadało "...musisz pojechać sama,nie zabieraj nikogo - ODWAGI..."

Nie będę szczegółowo opisywać mojej drogi nad morze, prawda jest taka, że była to wyprawa mojego życia, cały czas ze znakami od Boga. Jechałam tramwajem na dworzec, gorliwie odmawiałam Różaniec,paciorek za paciorkiem.  Ktoś by pomyślał - oj jaka ta Beata pobożna :) a jaka jest PRAWDA? zwyczajnie ze strachu się modliłam. "Jak trwoga to do Boga" - przecież wszyscy przypominają sobie o naszym Stwórcy w momentach kryzysu, na co dzień wiemy tylko, że ON gdzieś tam jest - w tym zabieganym świecie kto by miał ciągle czas dla Boga.
No to Jezu synu Dawida ulituj się nade mną, Matko Boża pogadaj ze swoim synem niech mnie pilnuje - narozrabiał, wysłał mnie w taką podróż, to niech coś zrobi żeby mnie ratować, nie chcę jeszcze umierać - głupio by było umrzeć ze strachu. Jezu daj mi chociaż jakiś znak, że jesteś cały czas ze mną!

Na miękkich nogach wsiadam do autokaru, odwrotu już nie ma. Wyciągam Różaniec i dawaj od nowa paciorki klepie, żeby tylko nie myśleć o tym, gdzie mnie ten Jezus wysłał.
Kątem oka spostrzegam na siedzeniu obok zakonnicę, siadając uśmiechnęła się do mnie, a ja co zauważyłam? Na sutannie  "Serce Jezusowe" - to była Sercanka, to był dla mnie znak o który prosiłam!
Zapewne na ten widok szczęka mi opadła, otwór gębowy się otworzył, nawet nie chcę wiedzieć co pomyślała
o mnie tamta Zakonnica- ależ musiałam mieć idiotyczną minę :)
Od tego momentu lęki mnie opuściły, jedno co czułam to radość w sercu, ulgę, euforię, czułam się jak dziecko odkrywające świat i wszystkie cudowności wokół - rodziłam się na nowo, czułam że jadę po zdrowie!

Dojechałam, poszłam do Pana Doktora, wyszłam z nadzieją - nadzieją na dobre jutro!
Poszłam na plażę, poszłam nad morze. MORZE, stworzone przez BOGA w całej swej cudowności,
MORZE - woda dająca życie, nowe życie.  Już nigdy nie będę taka sama!

Choroba RZS -mój paradoks, myślałam o niej :
- jako o swoim krzyżu prowadzącym do jedynej drogi jaką jest śmierć,
- jako o swojej karze
A tu się okazało, że RZS wyleczył mnie z wieloletniego życia w lękach.
Zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie będę taka sama.

Od tamtej pory minęło pół roku.
Co prawda dalej choruje, lecz mam już lekarstwa, czasami boli lecz ból jest o wiele mniejszy, bywają dni całkowicie pozbawione bólu, mogę chodzić. Strach uleciał całkowicie.
W międzyczasie byłam już dwa razy w Gdyni - zawsze jadę sama, już się nie boję, prowadzi mnie Bóg,
modlę się już dlatego,że chcę i mam za co dziękować Bogu a nie ze strachu.
Uwielbiam to miasto a kawa nad morzem smakuje doskonale :)
Jeśli taka wola Boga to może kiedyś zamieszkam nad morzem, bardzo bym chciała.
Nie wiem co dalej życie mi przyniesie, już nie planuję na lata świetlne do przodu, skoro Bóg ma dla mnie swoją drogę - najlepszą z najlepszych.

Podsumowując :
Zastanówcie się o co prosicie w modlitwie - Bóg nas słucha zawsze, nawet jeśli nam się wydaje, że jest inaczej. Jeśli nie dostajemy "tu i teraz" tego o co prosimy , tzn. że Bóg ma wobec nas inny plan.
Plan najlepszy z najlepszych ,o którym My sami w swojej krótkowzroczności nawet nie pomyślimy, taki plan
w lepszym,piękniejszym wydaniu.
Tak więc życzę wszystkim cierpliwości, ponieważ ON BÓG najlepiej nas zna i wie czego nam potrzeba.
Jeżeli mu całkowicie zaufacie, to on zatroszczy się o Was w każdej potrzebie, nie ważne czy chodzi o jedzenie, ubranie, zdrowie.... Tylko czy jesteśmy gotowi poddać się całkowicie JEGO woli, bezgranicznie ufając? Odwagi !!!

Ewangelia wg św.Mateusza mówi :
Mt 6,26-34

  26 Popatrzcie na ptaki na niebie: nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz Ojciec niebieski je żywi. Czy wy nie więcej znaczycie niż one? 27 Kto z was swoim staraniem jedną chwilę może dodać do swojego wieku? 28 Dlaczego martwicie się o odzienie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ciężko ani nie przędą, 29 a mówię wam, że nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był ubrany tak, jak jedna z nich. 30 Jeśli zatem to ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca wrzucają, Bóg tak odziewa, to o wiele bardziej was, małej wiary! 31 A zatem nie martwcie się, mówiąc: "Co będziemy jeść?", albo: "Co będziemy pić?", albo: "Czym się odziejemy?" 32 Bo o to wszystko zabiegają poganie. A wasz Ojciec niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. 33 Zabiegajcie najpierw o królestwo i o jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. 34 Nie martwcie się zatem o jutro, bo jutro samo zatroszczy się o siebie. Starczy dniowi jego własnej biedy.












Wypłyń na głębie