niedziela, 24 kwietnia 2016

Bóg kocha Ciebie i mnie

 Dzisiaj mamy 5 niedzielę Wielkanocną - wiedzieliście o tym?
Gdyby nie moja droga, droga pełna zmian to nie miałabym pojęcia, że taka jest dzisiaj niedziela.
Przecież Wielkanoc dawno już minęła i większość z nas o niej już zapomniała. Niedziela to niedziela.
A jednak w Kościele Katolickim okres Wielkiej Nocy trwa do czasu Zesłania Ducha Świętego.

Dla wszystkich, którzy chcieli by się więcej o tym dowiedzieć poniższy obrazek.


 Zastanawialiście się kiedyś co czytamy podczas Eucharystii? Kiedyś szłam zwyczajnie na mszę, nie zawsze docierały do mnie słowa Pisma św. Szczerze mówiąc nawet jak docierały, to nie za wiele z nich rozumiałam -
tak mi się przynajmniej wydawało. Ale skąd w takim razie znamy niektóre wersety z Biblii na pamięć?
Bóg ma swoje sposoby aby do nas dotrzeć i potrafi czekać latami, aż go dostrzeżemy -
DZIĘKI CI PANIE za cierpliwość !
A czy ktoś Wam kiedyś tłumaczył po co chodzimy co niedzielę na mszę?
Gdyby mi ktoś w czasach dziecięcych wytłumaczył czym w ogóle taka msza jest, to pewnie nie miałabym oporów a może tylko teraz tak mi się wydaje.
Rok temu dopiero usłyszałam, że msza a dokładnie Eucharystia (uwielbiam tą nazwę) jest dziękczynieniem.
Ludzie mówią po co chodzić do Kościoła skoro Bóg jest wszędzie? Myślę,że po to aby brać czynny udział właśnie w tym dziękczynieniu. Oczywiście zawsze macie wybór, wszak dał Wam wolną wolę i nawet jeśli nie widzicie teraz sensu aby biegać na Eucharystię - On i tak kocha Was bezinteresownie, o czym mówi dzisiejsza Ewangelia.

Ewangelia wg św. Jana 13,31-33a.34-35.
Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: «Syn Człowieczy został teraz uwielbiony, a w Nim został Bóg uwielbiony.
Jeżeli Bóg został w Nim uwielbiony, to Bóg uwielbi Go także w sobie samym, i zaraz Go uwielbi.
Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię, dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie.
Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.
Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali».


Dla mnie to piękne słowa - pełne Jego miłości.  W życiu wydaje się nam, że na miłość drugiego człowieka (matki,żony,męża,dzieci itd) musimy sobie czymś zasłużyć.
A On mówi do nas, że już dawno nas umiłował. Ale jak to? Przecież jeszcze nic dla niego nie zrobiliśmy,
przecież nawet nie mamy czasu do niego przychodzić, przecież modlimy się tylko wtedy, kiedy trwoga albo kiedy sobie o Nim przypomnimy.
To proste - On kocha nas nie za coś lecz pomimo wszystko i prosi nas żebyśmy i my tak się miłowali wzajemnie. 
Panie Boże jak mam kochać miłością taką, jaką ty mnie kochasz? to zwyczajnie tak po ludzku jest trudne
do wykonania. Bo ja można kochać kogoś kto Cię na co dzień krzywdzi? jak można kochać kogoś,
kto Cię przed chwilą wkurzył? jak można tak kochać kogoś jak kochasz Ty?
Prowadź mnie Boże i nauczaj takiej miłości każdego dnia.
Kiedyś wydawało mi się to niewykonalne, teraz wiem że można - czego i Wam życzę :)

Wielu Błogosławieństw Wam życzę na cały nowy tydzień :)




"Niebo i Morze" , wreszcie Morze

Płyniemy do brzegu .... kontynuując poprzedniego posta.:)

I tak sobie żyłam przez następne lata, schorowana, nieszczęśliwa, uzależniona od innych - jednym słowem kaleka. Kaleka która nie da rady nic zrobić sama.
Przez ten chory czas : prałam, sprzątałam, gotowałam,wychowywałam dzieci, pracowałam, użerałam się dalej z facetem, który miał być takim oparciem, bez którego miałam sobie przecież nie poradzić. W międzyczasie często robiło mi się słabo, tak więc biegłam do domu, żeby jak już pisałam wcześniej w razie zupełnego omdlenia upaść wprost przed mężem, który na pewno mi pomoże, lub ewentualnie paść przed ludźmi, którzy mnie znają.
Oprócz tego, że uciekłam w chorobę aby nie podejmować decyzji o rozwodzie, to jak na chorą osobę  całkiem zwyczajnie to moje życie wyglądało.Teraz powiedziałabym nawet, że moje życie było w owym czasie coraz bardziej ekstremalne, do tego z każdym dniem byłam co raz bardziej samotna.

Wtedy nie dopuszczałam do siebie myśli o samotności, moja doba miała 36 godzin.
Robiłam mnóstwo rzeczy ....
jeśli praca - to na dwa etaty,
jeśli ludzie - to pomoc innym na każde zawołanie,
jeśli dzieci - to wyręczanie ich na każdym kroku,
jeśli dom - to ciągłe porządki, wymyślanie pysznych potraw itd
Często powtarzałam, że jestem zwierzęciem stadnym i że mogę żyć sama ale nigdy samotnie.
Co za totalna bzdura. Jakaż ja byłam wtedy ślepa - przecież już dawno byłam samotna.
Samotna wśród masy otaczających mnie ludzi, jak śpiewał Universe "...w tłumie ludzi, lecz sam..."

Pewnie wszystko opiszę w jakiś kolejnych wątkach, lecz teraz skupię się na moich lękach i chorobach aby zakończyć temat MORZA.
Jak pisałam we wcześniejszych  postach, przez moje lęki nie wyjeżdżałam nigdzie poza Nową Hutę.
Doszło do tego, że nie potrafiłam jeździć już nawet tramwajem ani autobusem, no może z małymi wyjątkami kiedy ktoś bliski ze mną jechał. Stworzyłam sobie PIEKŁO na ZIEMI, swoje prywatne więzienie, złotą klatkę. 
Pozwoliłam lękom zapanować nad moim życiem, każda próba przemieszczenia się z okolic domu w inne miejsce kończyła się napadami strachu, dusznościami, omdleniami.
Mijały lata a ja pomiędzy lękami, omdleniami i jednocześnie byciem dla innych przez cała dobę byłam coraz bardziej samotna.
Przyszedł rok 2015 a wraz z nim prawdziwa choroba jaką jest RZS.
Zastanawiałam się dlaczego Bóg zesłał na mnie taką chorobę. Czy to za karę?
FAKT!
- jestem grzesznikiem,
- pomimo całej empatii jaką mam dla innych nie zawsze byłam dobrym człowiekiem,
- nie zawsze postępowałam słusznie, często w moim życiu gubiłam drogę do Boga, szłam przez życie na fali grzechu.
Ale przecież  DOBRY BOŻE wiem już, jak bardzo jesteś MIŁOSIERNY, wiem już że KOCHASZ każdego grzesznika, wiem już że KOCHASZ ZA NIC.

DLACZEGO WIĘC DOSTAŁAM TĄ CHOROBĘ?
A co Bóg na to?......

Gdyby nie moja Lekarka rodzinna to pewnie już bym nawet nie chodziła, to ona trafnie postawiła diagnozę ale niestety nie mogła mnie leczyć w tym kierunku, ponieważ jest tylko lekarzem ogólnym. Ona mogła dać mi tylko takie leki, które  uśmierzą ból i wstrzymają stan zapalny. Jednak aby rozpocząć właściwe leczenie potrzebny był dobry reumatolog. Wysyłała mnie w różne miejsca. chodziłam (choć już ledwo) do różnych lekarzy, robiłam badania i jedyne co słyszałam to, to że mam zwyrodnienia w kościach z racji wieku.
Jakiego cholera wieku? mam dopiero 45 lat, jeżeli jestem juz nawet w jakimś wieku to jest to kwiecie wieku! 45 lat  to dla kobiety najlepszy czas! w tym wieku kobieta wreszcie wie czego chce, wie już jak to osiągnąć, jest dojrzała a jednak młoda duchem i ciałem! dlaczego wszyscy traktują mnie jak staruszkę?
Zaczęłam szukać informacji, czytałam wszystko na temat tej choroby co mi pod rękę wpadło.
Ale uważajcie, ponieważ informacje w internecie są różne i jeżeli uwierzycie we wszystko co tam wyczytacie to możecie sobie zrobić więcej krzywdy. Czytajcie, nie dawajcie za wygraną ale poszukajcie najlepszego specjalisty, bez  lekarza sami się nie leczcie. Rozsądek przede wszystkim !
Znalazłam publikacje książki Doktora Jarosława Niebrzydowskiego, przeczytałam ją jednym tchem.
Pomyślałam - jak dobrze byłoby trafić do takiego specjalisty jak on. Ok ale czy on w ogóle gdzieś ma swój gabinet?
Poszukałam,znalazłam, oczywiście że ma - w Gdyni.
Boże jedyny jak to w Gdyni? Dlaczego tak daleko? I obudziły się we mnie wszystkie moje lęki.
Do Gdyni nie pojadę za żadne skarby świata, przecież z moimi słabościami to po drodze umrę z kilka razy.

Co zrobić, co zrobić?
Szukam w Krakowie dalej. Znalazłam - terminy za pół roku. Jezu synu Dawida ulituj się nade mną,
za pól roku to już będę na wózku jeździć!
Dobra dzwonię do Gdyni, może chociaż przez telefon dostanę jakąś poradę, skoro Pan Doktor ma prywatne gabinet.
Pan Doktor przyjmuje prywatnie ale w przychodni- no to pogadałam.

Pani w rejestracji informuje mnie, że pierwszy wolny termin za trzy miesiące.
Zgoda, niech będzie-proszę mnie zapisać (a w głowie tylko jedno to 600 km, umrzesz po drodze).
I słyszę od Pani rejestratorki : " Pani Beato jeżeli to poważna sprawa, to podam Pani mail do doktora, proszę do niego napisać". Dziękuję napiszę.
Termin zarezerwowany, mam 3 miesiące żeby wymyślić jakim cudem tam dojadę a teraz piszę do doktora.

Napisałam, wysłałam wyniki badań, wysłałam zdjęcie mojej wykrzywionej ręki - poszło.
Minęły dwie godziny a tu mail od lekarza :"....Pani powinna już dawno zażywać leki, może Pani przyjechać do mnie w przyszłym tygodniu? wtorek, czy w czwartek Pani pasuje...?" .................................................................................................................................................................
.................................................................................................................................................................
UMARŁAM już teraz...... jak to w przyszłym tygodniu, na drugi koniec Polski?
jak mam to zrobić? jak sama mam tam pojechać-czym?

PANIE BOŻE dlaczego mi to zrobiłeś? nie ma innego sposobu na ulitowanie się nade mną? 
musiałeś od razu tak ekstremalnie mnie wystawiać na próbę? musiałeś mnie aż tak wysłuchać?

Odpisałam : "Panie doktorze będę w czwartek. Dziękuję za Pana serce otwarte na drugiego człowieka - dziękuje za Pana posługę".

Nie muszę Wam chyba opisywać jak wyglądał następny tydzień - mózg mi parował od myśli, strachu,paniki.  Coś mi w środku podpowiadało "...musisz pojechać sama,nie zabieraj nikogo - ODWAGI..."

Nie będę szczegółowo opisywać mojej drogi nad morze, prawda jest taka, że była to wyprawa mojego życia, cały czas ze znakami od Boga. Jechałam tramwajem na dworzec, gorliwie odmawiałam Różaniec,paciorek za paciorkiem.  Ktoś by pomyślał - oj jaka ta Beata pobożna :) a jaka jest PRAWDA? zwyczajnie ze strachu się modliłam. "Jak trwoga to do Boga" - przecież wszyscy przypominają sobie o naszym Stwórcy w momentach kryzysu, na co dzień wiemy tylko, że ON gdzieś tam jest - w tym zabieganym świecie kto by miał ciągle czas dla Boga.
No to Jezu synu Dawida ulituj się nade mną, Matko Boża pogadaj ze swoim synem niech mnie pilnuje - narozrabiał, wysłał mnie w taką podróż, to niech coś zrobi żeby mnie ratować, nie chcę jeszcze umierać - głupio by było umrzeć ze strachu. Jezu daj mi chociaż jakiś znak, że jesteś cały czas ze mną!

Na miękkich nogach wsiadam do autokaru, odwrotu już nie ma. Wyciągam Różaniec i dawaj od nowa paciorki klepie, żeby tylko nie myśleć o tym, gdzie mnie ten Jezus wysłał.
Kątem oka spostrzegam na siedzeniu obok zakonnicę, siadając uśmiechnęła się do mnie, a ja co zauważyłam? Na sutannie  "Serce Jezusowe" - to była Sercanka, to był dla mnie znak o który prosiłam!
Zapewne na ten widok szczęka mi opadła, otwór gębowy się otworzył, nawet nie chcę wiedzieć co pomyślała
o mnie tamta Zakonnica- ależ musiałam mieć idiotyczną minę :)
Od tego momentu lęki mnie opuściły, jedno co czułam to radość w sercu, ulgę, euforię, czułam się jak dziecko odkrywające świat i wszystkie cudowności wokół - rodziłam się na nowo, czułam że jadę po zdrowie!

Dojechałam, poszłam do Pana Doktora, wyszłam z nadzieją - nadzieją na dobre jutro!
Poszłam na plażę, poszłam nad morze. MORZE, stworzone przez BOGA w całej swej cudowności,
MORZE - woda dająca życie, nowe życie.  Już nigdy nie będę taka sama!

Choroba RZS -mój paradoks, myślałam o niej :
- jako o swoim krzyżu prowadzącym do jedynej drogi jaką jest śmierć,
- jako o swojej karze
A tu się okazało, że RZS wyleczył mnie z wieloletniego życia w lękach.
Zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie będę taka sama.

Od tamtej pory minęło pół roku.
Co prawda dalej choruje, lecz mam już lekarstwa, czasami boli lecz ból jest o wiele mniejszy, bywają dni całkowicie pozbawione bólu, mogę chodzić. Strach uleciał całkowicie.
W międzyczasie byłam już dwa razy w Gdyni - zawsze jadę sama, już się nie boję, prowadzi mnie Bóg,
modlę się już dlatego,że chcę i mam za co dziękować Bogu a nie ze strachu.
Uwielbiam to miasto a kawa nad morzem smakuje doskonale :)
Jeśli taka wola Boga to może kiedyś zamieszkam nad morzem, bardzo bym chciała.
Nie wiem co dalej życie mi przyniesie, już nie planuję na lata świetlne do przodu, skoro Bóg ma dla mnie swoją drogę - najlepszą z najlepszych.

Podsumowując :
Zastanówcie się o co prosicie w modlitwie - Bóg nas słucha zawsze, nawet jeśli nam się wydaje, że jest inaczej. Jeśli nie dostajemy "tu i teraz" tego o co prosimy , tzn. że Bóg ma wobec nas inny plan.
Plan najlepszy z najlepszych ,o którym My sami w swojej krótkowzroczności nawet nie pomyślimy, taki plan
w lepszym,piękniejszym wydaniu.
Tak więc życzę wszystkim cierpliwości, ponieważ ON BÓG najlepiej nas zna i wie czego nam potrzeba.
Jeżeli mu całkowicie zaufacie, to on zatroszczy się o Was w każdej potrzebie, nie ważne czy chodzi o jedzenie, ubranie, zdrowie.... Tylko czy jesteśmy gotowi poddać się całkowicie JEGO woli, bezgranicznie ufając? Odwagi !!!

Ewangelia wg św.Mateusza mówi :
Mt 6,26-34

  26 Popatrzcie na ptaki na niebie: nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz Ojciec niebieski je żywi. Czy wy nie więcej znaczycie niż one? 27 Kto z was swoim staraniem jedną chwilę może dodać do swojego wieku? 28 Dlaczego martwicie się o odzienie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ciężko ani nie przędą, 29 a mówię wam, że nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był ubrany tak, jak jedna z nich. 30 Jeśli zatem to ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca wrzucają, Bóg tak odziewa, to o wiele bardziej was, małej wiary! 31 A zatem nie martwcie się, mówiąc: "Co będziemy jeść?", albo: "Co będziemy pić?", albo: "Czym się odziejemy?" 32 Bo o to wszystko zabiegają poganie. A wasz Ojciec niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. 33 Zabiegajcie najpierw o królestwo i o jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. 34 Nie martwcie się zatem o jutro, bo jutro samo zatroszczy się o siebie. Starczy dniowi jego własnej biedy.












Wypłyń na głębie